sobota, 29 grudnia 2012

'Nie chcę Cię stracić' (5)


Dotknęłam ręką jego czoła – był rozpalony. Rozchorował się, czy po prostu niedobór narkotyków tak działał na jego organizm? Przyłożyłam usta do jego skroni, a on zacisnął mocniej swoje ramiona. Łzy ściekały po jego policzkach. Jak mógł się doprowadzić do takiego stanu? Przycisnęłam jego głowę do jego piersi, chciało mi się strasznie spać, ale nie mogłam zasnąć z myślą, że on tak cierpi, jednak sen ze mną wygrał…a przecież tak bardzo tego nie chciałam.
-Lillana...- Steven zaczął mnie budzić. Otworzyłam oczy i zmarszczyłam czoło, bo słońce raziło mnie w twarz. – Zaraz masz chyba próbę – usiadł na rogu łóżka. Wyglądał koszmarnie, oczy miał spuchnięte, a jego czoło świeciło się od potu. Usiadłam i przyłożyłam zewnętrzną część mojej dłoni do jego policzka.
- Zostanę z Tobą – miał chyba ze czterdzieści stopni gorączki – Połóż się.
-Mała, jest okey – uśmiechnął się…ale nie tak jak kiedyś. To już nie był ten uśmiech, jego oczy straciły blask, były takie smutne, szare, zupełnie bez wyrazu. Aż przeszły mnie ciarki. Przytuliłam się do niego, lecz on tylko poklepał mnie kilka razy po plecach. Kurwa jestem kobietą! Kobietą, którą facet zostawił dla narkotyków! Potrzebuję trochę ciepła, trochę jebanego uczucia! Nie mógł się jakoś bardziej wysilić i chociaż mnie objąć?! Skrzywiłam się lekko i odsunęłam się od niego. Było mi przykro, że mnie tak odpycha – a nie miałam pojęcia czym to jest spowodowane. Podniosłam się z materaca i chciałam wejść do salonu, ale Steven złapał mnie za rękę. Pogładził mnie lekko po dłoni, nic nie mówił; może nie wiedział co powiedzieć. Czyżby wyczuł, że nie tego oczekiwałam? Poczochrałam go po włosach i otworzyłam drzwi, które głośno skrzypnęły. Pies leżał na kanapie, wystawiając swoje jaja do słońca, więc poklepałam go lekko po brzuchu i sięgnęłam z ziemi swoje wczorajsze ubrania. Założyłam je, uprzednio wąchając, czy jeszcze nie śmierdzą i nadają się do użytku. Były spoko.
- O której koncert? – Blondyn stanął za mną, wydmuchując nos w chusteczkę.
- O dwudziestej, ale jesteś pewny, że chcesz iść?
- Nie przegapiłbym tego za nic! – zaczął się śmiać i zniknął za drzwiami łazienki. Założyłam na siebie kurtkę i zamykając za sobą drzwi, wyszłam. Przed salą, w której mieliśmy próby głośno westchnęłam, szykując się na ogromny wysiłek. I nie myliłam się, bo po wyjściu z niej ledwo patrzyłam na oczy. Do koncertu zostały niecałe dwie godziny, a ja czułam, że chociaż na chwilę muszę się jeszcze położyć, bo nawet gdyby grali najgłośniej jak tylko potrafią – zasnęłabym za mikrofonem. Stojąc pod moim blokiem zaczęłam się niepokoić, bo z dołu było już słychać wycie i szczekanie Psa. Wbiegłam szybko po schodach, nerwowo po kieszeniach szukając swoich kluczy. Otworzyłam drzwi, Stevena nie było ani w salonie, ani w kuchni.
- Lilliana – usłyszałam za sobą zachrypnięty głos. Odwróciłam się. Leżał na ziemi w łazience cały siny  i spocony. Jego ręce trzęsły się, a z oczu wypływały łzy – Tak dobrze, że tu jesteś – przytulił się do mojej łydki. Kucnęłam przy nim i objęłam rękami jego głowę. We włosach miał swoje rzygi, a z umywalki prawie, że już się wszystko wylewało.
- Nie usypiaj! – zaczęłam klepać go po policzku
- Ja już nie mogę. Muszę przybić – płakał opierając głowę o moje uda.
-Steven nie!
-Kurwa! Muszę! To boli do kurwy! – Krzyczał. Pierwszy raz usłyszałam, żeby przeklinał. Nie powiem, ale lekko się przestraszyłam – Biegnij do mnie do domu, Izzy ma wszystko. Tylko szybko! – Wstałam i wybiegłam z mieszkania. Nie wiedziałam, który to Izzy, nie wiedziałam w ogóle co robię. Przecież biegłam po działkę! Kurwa! Gdyby był tam ktoś jeszcze i jebnął by mi w ryj, to może i bym się opamiętała, ale było już za późno. Zapukałam do ich drzwi, ale nikt nie otwierał, a dźwięki jakie dobiegały zza drzwi nie wskazywały na to, żeby dom był pusty. Otworzyłam drzwi i stanęłam obok kanapy, na której siedziała Monica i jeszcze kilka innych osób.
- Który z was to Izzy?
-Ja – Stradlin podniósł się z kanapy i wyciągnął rękę w moim kierunku.
- Nie przyszłam się poznawać. Potrzebuję heroiny – nie miałam czasu, żeby owijać w bawełnę. Steven umierał w moim pierdolonym kiblu! Chłopak spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem i wyjął spod kanapy małe zawiniątko po czym wyciągnął je w moją stronę.
- Nie tak szybko, najpierw kasa – zaciągnął się papierosem. Nie miałam pieniędzy i nie zamierzałam płacić za to gówno.
-Nie pierdol tylko dawaj.
- Nie ma nic za darmo maleńka. – Łzy zebrały mi się w oczach, ale szybko zacisnęłam powieki, żeby nie popłynęły po moich policzkach. – Lepiej idź na odwyk, a nie pakuj się jeszcze bardziej w to gówno.
- Steven? – Monica spytała prawie niesłyszalnie, a ja tylko przytaknęłam – Izzy daj jej to.
- Chyba cię pojebało.
-Daj jej kurwa!
- A kto za to zapłaci?
- Ja – Wyciągnęła z kieszeni kilka banknotów, a ja dostałam to po co przyszłam. – Wypchaj się kutasie – Usiadła znowu na kanapie i zgasiła papierosa na poprzepalanym do granic możliwości już dywanie.
- Dziękuję! – Krzyknęłam i znowu wybiegłam.
-Dziwna laska – Monica nie zaprzeczyła, tylko patrząc w stronę okna, obserwowała jak przebiegam przez ich ogródek.
Kiedy wróciłam Steven leżał jak leżał, w tej samej pozycji.
- Musisz mi pomóc – podniósł lekko głowę
-Ja nie umiem!
-Weź łyżkę – mruczał – wysyp to i podgrzej zapalniczką.
-Co kurwa?
- Rób co mówię! – Łzy zebrały mi się w oczach, ale wykonywałam po kolei jego polecenia. Do momentu kiedy kazał zacisnąć mi jego pasek na ramieniu, było w porządku, ale wbijając igłę w jego żyłę, czułam się strasznie. Z jednej strony czułam się lepiej, że mu ulżyło, ale z drugiej wpierdalałam go głębiej w to bagno. Widziałam jego oczy – nie mógł skupić wzroku. Sięgnęłam po strzykawkę, która leżała na ziemi. Obracałam ją w palcach, uważnie się jej przyglądając – Lilliana, nie rób tego.
- Chcę przejść to z tobą.
-Lilliana nie...n..nie pak...uj...się..w..to – wymamrotał, a ja przytrzymywałam pasek w zębach, już zaciśnięty na moim bicepsie. Oklepałam kilka razy swoje żyły, by bardziej wyszły. Przyłożyłam igłę do swojej skóry i zacisnęłam mocniej zęby. Wsunęłam ją powoli, wstrzykując sobie resztki tego co zostało po Stevenie. Puściłam pasek, w sumie szczęka sama mi się otworzyła. Obraz stawał się niewyraźny, ale to było przyjemne. Kolory były wyraziste i wszystko słyszałam dwa razy głośniej.
-Dlaczego to zrobiłaś? – Usłyszałam jego głos.
-Już ci mówiłam.
-Lilliana, miałem z tego wyjść, a teraz? – Widziałam jak chowa swoją twarz w dłonie.
- Kocham cię.
-Przestań. Naćpałaś się.
- Steven, ale...
-Wstawaj, zaraz gracie koncert – Aż mnie zatkało. On naprawdę to olał! Powiedziałam mu! Odważyłam się na to, żeby mu powiedzieć o moich uczuciach, a on mi mówi, że to przez narkotyki! Nie wierzyłam w to po prostu. Klęłam pod nosem ubierając się w kurtkę. Steven złapał mnie za rękę i prawie, że wywlókł z mieszkania. Deszcz padał mocno, a na dworze zrobiło się ciemno mimo wczesnej godziny. Dobiegliśmy pod klub, w którym miał być koncert. Przy stoliku zobaczyłam znajome mi twarze. To znaczy nie znałam ich, ale widziałam. Kumple Stevena bawili się w najlepsze. Ten widząc ich automatycznie mnie objął.
-Co robisz? – Zapytałam zerkając na niego.
-Nie mogę cię przytulić? – poczułam się dziwnie. Raz mnie odpycha, a raz wręcz się do mnie klei. Podeszłam do John’a, który siedział przy barze. Uśmiechnął się w moim kierunku i przysunął swoje piwo w moją stronę.
- Będzie dobrze – poklepał mnie po ramieniu i odszedł. Na dużym zegarku w kształcie gitary widniała godzina za dwadzieścia ósma, a mnie stres zaczynał coraz bardziej zjadać. Ludzi z każdą minutą przybywało.
-Ten twój przyszedł – Steven usiadł na krześle obok mnie. Odwróciłam się i zobaczyłam Guy’a…i Alana. Rozglądali się po sali, a kiedy „ten ‘mój’” mnie zauważył, uśmiechnął się tak, że cała zesztywniałam.  Szedł w moim kierunku, a ja szybko umoczyłam usta w piwie, które dostałam od John’a.
-Kochanie, tak się cieszę – przytulił mnie…nie czułam już tego co kiedyś. Poczułam się natomiast dziwnie, zupełnie tak, jakby przytulał mnie jakiś obcy facet.
- Z czego? – podniosłam jedną brew
- Z tego, że dalej przychodzisz na moje koncerty – dalej mnie obejmował. Zaczęłam się śmiać i pociągnęłam za sobą Stevana. – Wróć tutaj! – krzyknął.
-Słucham cię – wróciłam się, nie puszczając dłoni blondyna.
- Co ta ciota tu robi? – włożył ręce do kieszeni.
- Jest ze mną, ty nie miałeś dla mnie czasu, więc jestem tu z nim.
- Sypiasz z nim?
- Zawsze. W końcu u mnie mieszka.
-Posłuchaj mnie mała dziwko, jesteś wyłącznie m...- ktoś mu przerwał.
- Jakiś problem? – jeden z kolegów Steven’a stanął obok nas. – Uderzysz ją?
Guy złapał się za policzek, kiedy dostał od rudego chłopaka. Już więcej nic nie powiedział, po prostu odszedł do Alana, ale był wściekły.
- Mimo, że cię nie lubię dzięki – zaczęłam i poczułam jak Steven oplata mnie swoimi rękoma w pasie. – Czemu to zrobiłeś?
- Mimo, że jesteś niska, ruda, wredna, pyskata... – zaczął wymieniać
- Skończyłeś?
- ...i też cię nie lubię, to jesteś laską mojego kumpla i tak chyba wypadało. - Zaśmiałam się i położyłam głowę na ramieniu Steven’a. Zobaczyłam jak John macha do mnie ręką, żebym do niego podeszła, w końcu było już pięć po(...).

Światła mocno raziły mnie w twarz, ledwo widziałam John’a, który siedział pół metra ode mnie. Było głośno, mimo, że wyłączyli już muzykę z głośników. Usłyszałam pierwsze dźwięki piosenki, do której tekst napisałam sama. Byłam z niego cholernie dumna. Przymknęłam oczy i przesunęłam się bliżej mikrofonu.
„Where is your joy?
Night, when you watch
Of me.
Today I can make you.
Please, let me…”
Starałam się nie patrzeć w kierunku w, którym stał Steven, chociaż podejrzewam, że i tak wiedział. Ludzie przyjęli zmianę...zajebiście. Nie wierzyłam, że naprawdę będzie, aż tak dobrze. Po kilku piosenkach już zupełnie nie czułam stresu, wręcz przeciwnie czułam się bardzo swobodnie i pewnie, co chyba tylko pomogło temu występowi. Na bis nie wyszliśmy pomimo wielu próśb, ale niestety Guy musiał się poawanturować. Podeszłam do baru, bo Steven stał z kolegami. Zapaliłam papierosa, którego znalazłam obok sceny i założyłam nogę na nogę. Poczułam się źle, czułam, że zaczyna się potężny ból głowy. Czyżby przez heroinę? Lekko pomasowałam swoje skronie…A potem nie pamiętam.

- Lilliana, proszę powiedz, że mnie słyszysz – Otworzyłam lekko oczy. Modliłam się w duchu, chociaż nawet nie miałam do kogo, żebym nie obudziła się w szpitalu. I rzeczywiście się udało, bo byłam u siebie w sypialni. Usiadłam, ale nic nie słyszałam, widziałam tylko, że Steven coś mówi, bo aż gestykulował rękami, być może nawet krzyczał, ale w uszach piszczało mi tak bardzo, że usłyszenie czegokolwiek byłoby nie możliwe – Rozumiesz?
-Jasne – odpowiedziałam nie mając bladego pojęcia o tym co wcześniej mówił, ale chyba go to uspokoiło, bo aż odetchnął z ulgą. – Która godzina?
-Dochodzi piąta, więc kładźmy się. – Zdjął z siebie koszulkę i rzucił ją gdzieś w kąt.
- Opowiesz mi co się stało w barze? Pamiętam, że po koncercie paliłam papierosa i, że bolała mnie głowa.
- No, a potem runęłaś na ziemię. Przywiozłem cię tu z Guy’em i spałaś przez prawie pięć godzin.
- Z Guy’em?
-Tak, bierze właśnie prysznic.
-Że kurwa słucham? – czułam jak moje oczy wysuwają się z oczodołów.
-Żartuję – przykrył się kołdrą – John był ze mną – cmoknął mnie w czoło ułożył się wygodnie. Ściągnęłam z siebie wszystkie rzeczy i uparłam się głową o jego klatkę piersiową, lubiłam kiedy gładził mnie po włosach. Uśmiechnęłam się tak, że tego nie widział. Jedną ręką gładziłam jego brzuch, a drugą głaskałam Psa po łbie. Podniosłam się lekko, żeby położyć głowę na poduszce.
- Dziękuję ci za to,  że dzisiaj ze mną byłeś. – cmoknęłam go w policzek, chociaż nie macie pojęcia jak bardzo musiałam się powstrzymywać, żeby nie posunąć się dalej.  Po kilku minutach usłyszałam chrapanie blondyna, więc podniosłam się i ruszyłam do kuchni. Wyciągnęłam papierosa z paczki i siadając na podłodze zaciągając się powoli dymem. Spojrzałam na małą paczuszkę leżącą obok stołka. Przysunęłam ją bliżej siebie. Chciałam zobaczyć jak to jest biorąc większą dawkę, taką jak Steven. Miałam zbyt silną wolę i organizm, żeby wciągnąć się w to gówno, więc mogłam sobie pozwolić na jeszcze jeden strzał. Z szuflady wyciągnęłam kolejną strzykawkę i czystą łyżkę. Powtórzyłam czynności sprzed kilku godzin i czułam jak substancja rozchodzi się powoli po moim organizmie. Poczułam nagle błogi spokój, a uśmiech sam się pojawił na mojej twarzy. Czułam się dobrze, tak jakoś zupełnie bezproblemowo. Westchnęłam głośno i usłyszałam otwierające się drzwi…od mojej sypialni. Steven, stanął nade mną z przerażoną miną.
- Jak mogłaś?! – Krzyknął i złapał mnie za twarz – Dlaczego to sobie robisz?!
- Przestań, nie wciągnę się w to – położyłam rękę na jego ramieniu – jednorazowo.
- To jednorazowo było rano! – Dalej krzyczał. Usiadł obok mnie i zaczął szykować dla siebie ‘porcję’
- A ty dlaczego to sobie robisz?
- Ze mną to inna sprawa i tak niedługo zdechnę, ale tobie nie pozwolę się niszczyć – Niedawno ja tak mówiłam o nim. Obserwowałam jego poczynania, dokładnie przyglądałam się jego wyrazowi twarzy i temu jak odlatywał. Nie chciałam się uśmiechać, ale mięśnie twarzy same jakoś się tak ułożyły.
-Wracajmy do łóżka. – Podniosłam się z ziemi, kiedy zauważyłam, że kontaktuję z rzeczywistością. Położyłam się tym razem na prawym boku, a Steven przełożył przeze mnie swoją rękę. Czułam jego oddech na moim przedramieniu, jego dłonie na moim brzuchu, jego usta lekko dotykające mojej łopatki. Zacisnęłam dłonie w pięści, by się na niego nie rzucić. Niestety, moje powstrzymywanie się było uwiązane na cieniutkich niteczkach i niedługo potem trzasnęło z głośnym hukiem o moją podświadomość. Nie do końca docierało do mnie, co robię i dlaczego to robię, ale hamulce też się zacięły. A może po prostu Stwórca zapomniał mnie w nie wyposażyć? W każdym razie Steven leżał obok mnie pozbawiony koszulki i odwzajemniał się pięknym za nadobne - mój stanik wylądował w doniczce z kaktusem. Pies głośno szczekał, ale kogo to w tym momencie obchodziło?
Ujęłam twarz blondyna w obie ręce, nie pozwalając mu odkleić się od moich ust choćby na moment. Czy takie właśnie są skutki zażywania heroiny? Ma się od niej zwiększony popęd seksualny? Cóż, patrząc na Stevena - wszystko jest możliwe.
Bokserki chłopaka, tak samo jak i moje stringi, znalazły się obok biustonosza, w doniczce obok, gdzie zostały nową ozdobą miniaturki jakiegoś drzewka, którego łacińska nazwa obchodziła mnie w tym momencie tyle, co nowe opady śniegu na Antarktydzie. W tym momencie liczyło się tylko to, że dochodziłam i czułam się tak, jakbym pukała do bram jebanego nieba. Wpadłam chyba w jakiś trans. Nie wiem dokładnie co to było, ale zdawało mi się przez chwilę, że widzę Archanioła Gabriela stojącego w kącie i nabijającego się ze mnie. To niebo to jakaś loża szyderców, tak? W kościele pieprzą, że raj, Eden i tym podobne bzdury, a jak przyjdzie co do czego, to się anioły ze śmiertelników wyśmiewają! Przepraszam bardzo, czy mogę gdzieś złożyć skargę? I skoro to niebo, to dlaczego nie widzę nigdzie Hendrixa? Na pewno był lepszym człowiekiem ode mnie, nie trafił do piekła i siedzi gdzieś niedaleko. Jimi, do cholery jasnej, gdzie ty jesteś?
- Lily? - Jimi?! To ty? Gdzie się schowałeś? - Lily, kurwa mać! - To... To chyba jednak nie jest Hendrix... - Lily, nie rób sobie jaj... Obudź się! - Czyjś głos jakby coraz bardziej ściągał mnie na ziemię. I ten ktoś nawet pocałował mnie w czoło. I się chyba martwił bardzo. Może to jakiś mój anioł na wyłączność. - Lily... - szepnął znowu.
- Gdzie ja jestem? - mruknęłam niewyraźnie, na szczęście mój towarzysz miał w miarę dobry słuch.
- Lily... Nie strasz mnie więcej... - Jego usta znowu spoczęły na moim czole. I chyba wracała mi pamięć. - Nigdy więcej nie tkniesz heroiny, obiecuję ci to! - Ano tak. Bzykałam się ze Steven’em i nagle coś mi odbiło. Czułam się jak największa idiotka tego świata. A może i tego świata i kilku sąsiednich galaktyk.
- Przepraszam - wydukałam cicho, głaszcząc blondyna po policzku. Zabawnie wyglądał taki zmartwiony i pozbawiony ubrania jednocześnie... - Chyba... Chyba za bardzo mózg mi ostatnio szwankuje.
Patrzyłam jak Steven odwraca się do mnie plecami i nakrywa się kołdrą.
- To się nie powinno wydarzyć – Usłyszałam i uderzyłam się otwartą dłonią w czoło, Chłopak położył się na plecach i  na mnie spojrzał – to był ostatni raz.
- Kurwa – przeklęłam  - Możesz przestać? Nie chcę być odpychana! Nie chcę codziennie powstrzymywać się przed tym by cię pocałować. Nie chcę powstrzymywać się przed seksem. Mogłbyś przestać zgrywać prawiczka i zająć się mną jak prawdziwy facet!
- Lillana...
-Skończ! – krzyknęłam i znowu przywarłam do jego ust. Na początku ani drgnął, ale w końcu poczułam jego dłoń na moich plecach. Lekko mnie po nich masował i jeździł palcami od dołu do góry.
- Poczekaj...chyba za dużo wrażeń jak na jedną noc...
- Kurwa co jest ze mną nie tak?
- A czy ja powiedziałem, że coś z tobą nie tak.
- Poczekaj! – wstałam i zapaliłam światło – Powiedz mi co widzisz.
- Przestań.
- Mów co widzisz.
- Ciebie – założył sobie rękę za głowę dokładnie oglądając mój każdy fragment ciała. Nie powiem...odpowiadało mi to.
- Dokładniej.
- Zgrabną, seksowną, nagą kobietę.
- Więc o co ci kurwa chodzi?
- Nie zgasiłaś światła.
- Nie o tym teraz mówię! Dlaczego cię nie pociągam – nie wytrzymałam.
- Dziecino...- znowu cmoknął mnie w czoło – Jesteś najbardziej pociągającą kobietą jaką znam, nawet nie wyobrażasz sobie jakie katorgi przechodzę, kiedy leżę obok ciebie, głowa aż boli od różnych myśli i staram się usnąć.
- To dlaczego kurwa nie działasz, tylko zachowujesz się jak kretyn?
- Bo nie chcę cię stracić. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz