sobota, 29 grudnia 2012

'Naiwne Pytania' (4)



Nie patrzyłam na to, że chciał coś powiedzieć. Nie zwracałam uwagi na jego wołanie, że nie włożył butów czy coś. Nie odpowiadałam na jego pytania gdzie go zabieram. Po prostu ciągnęłam go za rękaw, żeby za mną szedł. Nie odezwałam się ani słowem, przy wyjściu tylko jakaś blondynka spojrzała na mnie z uśmiechem i otworzyła nam drzwi. Z jednej strony kto to był? Raczej nie wyglądała mi na dziwkę, a z drugiej gówno mnie to obchodziło. Doszliśmy pod salę, w której chłopaki zawsze mieli próby. Dosłownie wepchnęłam Stevena do środka i spojrzałam na niego gniewnym wzrokiem.
- Kto to jest? – John podszedł do mnie i ściągnął mi z ramion płaszcz, po czym odwiesił go na wieszak.
- Przyjaciel, ale chyba nie sprawi większego kłopotu – uśmiechnęłam się niepewnie – Co robimy?
Nic nie odpowiedział, po prostu podał mi mikrofon i stanął na swoim miejscu. Usłyszałam pierwsze dźwięki piosenki – znałam ją świetnie. Otworzyłam usta, chcąc zaśpiewać...ale nie mogłam wydusić z siebie żadnego dźwięku. Spojrzałam na Stevena, który usnął w koncie. Wyglądał tak niewinnie.
-Przepraszam. Jeszcze raz – Ocknęłam się i przeczesałam swoje włosy.
- Nie denerwuj się – Greg uśmiechnął się w moim kierunku i poprawił swoje bębny. Westchnęłam głośno i przymknęłam swoje powieki.
- What can you see, by seven days. Your good? Wanted you see all? This pain, This all hell. You can’t see, what I see. Wanted look at all the time? All the time? – Zaczęłam śpiewać. Jak na mój gust było całkiem spoko. Znałam swoje możliwości i byłam pewna, że lepiej już nie mogę.
- To nie to – John przerwał i podrapał się po głowie - Brakuje nam Guy’a.
- Daj spokój, wiesz, że tu nie przyjdzie. Spróbujmy „No Shame”(...)
- Steven...wstawaj – zaczęłam go budzić. W sali było już pusto, próbę można było zaliczyć do bardzo nieudanych, bądź wręcz katastroficznych. Nie pasował do nich damski wokal, a tym bardziej mój, który nie był zbyt perfekcyjny.
- Jesteś tu – uśmiechnął się łapiąc mnie za rękę.
- Nie, to ty jesteś tu – puściłam go i założyłam na siebie płaszcz – chodźmy.
- Poczekaj. Zagrajmy coś – usiadł za perkusją. – Weź gitarę i zaśpiewaj.
- Mam już dość na dzisiaj – Rzuciłam torebkę na ziemie – Jestem do dupy.
- Proszę. Zamknij sobie oczy – wykonałam jego polecenie i usiadłam na wysokim krześle. Położyłam sobie gitarę na kolanach.
- I co dalej?
- Pomyśl o tym co się ostatnio wydarzyło. Pozwól swojemu umysłowi trochę się wyszaleć – zaśmiał się i przysunął się bliżej sprzętu za jakim siedział. Westchnęłam bezsilnie i zaczęłam rytmicznie uderzać w struny. Chwilę potem dołączyła do mnie lekka i przyjemna perkusja. Nie otworzyłam oczu, zrobiłam tak jak Steven mówił, z moich ust zaczęły wypływać słowa…zupełnie ich nie kontrolowałam.
- I look at you. Your eyes it’s not the same(…) – Czułam jak spod powiek wyciekają mi łzy. Tak bardzo tęskniłam za Guy’em. Chciałam, żeby teraz tu wszedł i mnie przytulił. Mógłby powiedzieć, że to już za nami, że do tego nie wróci. Moglibyśmy znowu żyć jak kiedyś. Poczułam jak czyjeś ręce mnie oplatają, wiedziałam, że to nie Guy, ale chciałam sobie to wmówić, ale ten zapach nie był jego. To nie te ramiona. To inny uścisk – podniosłam głowę i spojrzałam na blondyna, który tylko dłonią wytarł moje policzki.
- To było świetne – powiedział tylko i cmoknął mnie w czoło – nie jestem najlepszy w pocieszaniu, ale możemy iść na spacer.
- Nie...chcę iść do domu – Wstałam z krzesła i ubrałam się. Czułam, że nie prześpię tej nocy. Steven złapał mnie za rękę, żeby dodać mi trochę otuchy, uśmiechnęłam się mimowolnie i zaczęłam zamykać drzwi, żeby w nocy nikt nie wpadł na genialny pomysł i nie zajebał nam sprzętu. Oparłam głowę o ramię blondyna, nikt nic nie mówił, słychać było tylko dźwięki moich obcasów uderzających o chodnik. – Wejdziesz?
- Nie...- widziałam zakłopotanie, jakie malowało się na jego twarzy. Wiedziałam, że jak stąd pójdzie to...
- Gówno mnie to obchodzi – Pociągnęłam go za sobą.
- Lilliana, naprawdę. Chłopaki się będą martwić – jego dłonie zaczynały drżeć.
- To zadzwonisz, że jesteś tutaj – Nie dawałam za wygraną. Zwyczajnie nie mogłam pozwolić na to, żeby się zabijał. Nie on. Zrezygnowany ruszył po schodach na górę. Weszliśmy do środka. Ku mojemu zdziwieniu pies grzecznie siedział przy drzwiach i nie miał chyba zamiaru wyjść. Rozebrałam się i weszłam do kuchni i zupełnie nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Oczy powoli zaczynały mnie szczypać, bo ciągle próbowałam powstrzymać płacz. Słyszałam jak Steven dzwoni i informuje swoich przyjaciół, że jest u mnie. Zapaliłam papierosa i przetarłam oczy i swoje gorące policzki. Uśmiechnęłam się do Stevena, który oparł się o framugę moich drzwi.
- Załatwione. Chodźmy spać – Przytulił się do mnie, opierając mi swoją głowę na ramieniu.
- Dopalę – zaciągnęłam się mocno i położyłam jedną dłoń na jego plecach. Zgasiłam papierosa w zlewie i weszliśmy do mojej sypialni. Ściągnęłam z siebie ubrania i założyłam na siebie jakąś starą, długą i powyciąganą koszulkę. Położyłam się pod kołdrą i obserwowałam Stevena, który też pozbywał się swojej garderoby.
- Nie boisz się ze mną spać? – Spytał wkładając mi rękę pod głowę, tak bym mogła położyć się na jego ramieniu.
- A czego mogę się bać? – Zaśmiałam się patrząc mu w oczy – nie zgasiłeś światła – nic nie powiedział tylko dźwignął się praktycznie z ziemi i przełączył kontakt.
-Nie wiem, mogę zrobić wiele rzeczy – wróciliśmy do dawnego położenia, z tym szczegółem, że teraz nie widziałam jego twarzy. Nie widziałam nic.
- Nie jesteś taki – Pocałowałam go. Myślałam, że w czoło, ale to akurat była broda. Zaśmiał się delikatnie i poczochrał mnie po włosach.
- Śpij... – Poczułam jego usta na swoich wargach. Były takie miękkie, takie czułe. Jego dłonie – ciepłe i delikatne jak na perkusistę. Jedna sunęła wzdłuż mojej talii, a druga przejeżdżała delikatnie po moim brzuchu. Czułam w środku nieodpartą ochotę rzucenia się na niego. Chciałam by całował mnie mocniej, pewniej, ale nie...robił to spokojnie. Miał cały czas zamknięte oczy. Swoimi palcami badał każdy centymetr mojego ciała. Swoim językiem penetrował moją jamę ustną, ale w tak subtelny i czuły sposób...podobało mi się to. Lekko się na mnie położył, odrywają ode mnie swoje wargi. Znowu się uśmiechnął. Przejechał nosem po moim policzku, później zaczął wodzić nim po mojej szyi. Czułam jak powoli podwija za dużą na mnie koszulkę i zwinnym ruchem pozbywa się jej. Obwąchiwał moje ciało, starając się nie oderwać ode mnie wzroku. Usiadłam i przysunęłam się bliżej jego twarzy. Rozchyliłam usta, żeby znowu go pocałować...
Zaraz, zaraz czy mi się coś śniło? Z resztą kurwa, śnił mi się Steven?! Usłyszałam, że ktoś puka, więc wstałam. Stevana, nie było obok mnie. Nie było go ani w kuchni, ani w salonie. Pies też był w mieszkaniu, więc nie wynikało na to, żeby poszedł go wyprowadzić. Sięgnęłam jakąś kartkę ze stołu i otworzyłam drzwi, widząc kolesia za drzwiami podniosłam jedną brew.
- Słucham? – Przede mną stał jeden z tych jego głupkowatych kolegów, a za nim ta blondynka, która była u nich ostatnio.
- Witam. Nazywam się Duff. Przyszedłem po Stevena, gdyż mamy w chuj ważną próbę i jest nam trochę potrzebny – Jego ton był dość oficjalny. Chciało mi się śmiać słysząc sposób w jaki to powiedział i widząc jak żując gumę „przeskakuję” z nogi na nogę, a dłonie trzyma na swoich biodrach.
- Nie ma go. Napisał tylko – tu zerknęłam na kartkę i przeczytałam, wiadomość jaką mi zostawił – „Przepraszam, musiałem. Przyjdę wieczorem” – Poinformowałam kolegę i uśmiechnęłam się gniotąc papier.
- Kurwa – zaczął biec w stronę schodów
- Hej! Skąd masz mój adres? – krzyknęłam za nim.
- Znalazłem u Adlera w papierach. Nie mam czasu! Cześć! – Krzyknął zbiegając ze schodów, zostawiając mi na progu tę laskę. Spojrzałam na nią – była ładna. Nawet cholernie.
- Wejdź - uchyliłam szerzej drzwi i wpuściłam nieco zdziwioną blondynkę.
- Wiesz o co chodzi? – Zaczęła.
- Jeszcze nie, ale dojdzie do mnie jak się do końca obudzę – uśmiechnęłam się przyjaźnie, co było do mnie zupełnie nie podobne – Tak w ogóle Lilliana.
- Joan – wyciągnęła dłoń w moją stronę.
-Dobra. Czuj się jak u siebie, a ja idę...chyba spać – burknęłam i oparłam się czołem o ścianę, całkiem głośno ziewając. Dziewczyna zaśmiała się i niepewnie usiadła na krześle w kuchni. – Nie przejmuj się, to normalne. Masz na coś ochotę?
- Nie, w sumie chyba powinnam iść – podrapała się po głowie. – Nie wiem czemu Duff wybiegł, a tym bardziej nie wiem jak trafić do domu – oparła głowę o blat.
- Możesz tu zostać. Chcesz piwo? – wyciągnęłam jedną z ostatnich butelek. Joan wyciągnęła rękę i otworzyła ją zębami, po czym upiła jeden łyk.
- Jak poznałaś Stevena? – zaczęła w końcu. Chyba pierwszy raz w życiu poczułam zakłopotanie. Co miałam powiedzieć? Pieprzyliśmy się?
- Długa historia – wybrnęłam jakoś z opresji i uśmiechnęłam się. Ostatnio robiłam to częściej i to chyba plus. Przynajmniej tak mi się wydaje. Nie wiem czy to zasługa Stevena, czy po prostu wyszło to samo z siebie. – A ty?
- Przeprowadziłam się do Los Angeles jakieś pięć dni temu, więc nie znam jeszcze w sumie nikogo, po za chłopakami – uśmiechnęła się – Duffa poznałam w barze i tak się spotykamy od dwóch, trzech dni. Steven to sympatyczny koleś. Palisz tutaj? – wyciągnęła paczkę z kieszeni.
- Tak, jasne – Podstawiłam jej popielniczkę i usiadłam na ziemi – A skąd przyjechałaś?
- Z Polski. Z resztą to nie ważne, chcę zapomnieć.
- Ok., nie zmuszam – rozłożyłam ręce. Przymknęłam oczy. Steven, gdzie jesteś? Chyba zaczynałam się martwić o tego chłopaka. Poszedł ćpać? – Wiesz gdzie mają tę „w chuj ważną próbę?” – zacytowałam blondyna, który rano mnie obudził.
- Nie wiem jak to się nazywa, ale trafię tam – uśmiechnęła się – chcesz tam jechać?
- Tak – podniosłam się i nałożyłam na siebie jakieś spodnie, które leżały w przedpokoju, wyjrzałam przez okno. Było dość pochmurno, więc ubrałam płaszcz. Wyszłyśmy, Joan okazała się naprawdę sympatyczną i ciepłą dziewczyną. Nie rozumiałam, dlaczego zadawała się z tymi wszystkimi kretynami. Kiedy o to zapytałam, odpowiedziała, że są sympatyczni. Chuj prawda. To prostacy z wysokim ego, no oczywiście po za moim Stevenem. Moim? W sumie mogę go chyba tak nazywać, bo z tego wszystkiego został mi tylko on i zespół. No i teraz doszła jeszcze Joan. Odkąd tu mieszkam zawsze chciałam mieć przyjaciółkę, ale wszystkie laski miały mnie za ordynarną, bezczelną laskę, która pozwala swojemu facetowi posuwać na boku. W sumie było w tym trochę racji, ale po co mam kogoś udawać? Joan mimo swojego wyglądu, czuła rock’n’rolla…dało się to odczytać z jej oczu. I co najważniejsze – akceptowała mnie i czuła się coraz swobodniej w moim towarzystwie.
- Masz może papierosa? – zwróciłam się do niej, kiedy stanęliśmy pod salą, w której odbywała się „w chuj ważna próba”.
- Jasne, trzymaj. – nie gasząc papierosa weszłyśmy do środka. Patrzyłam na Stevena – żałowałam, że tu przyszłam. Po co mam patrzeć na niego w takim stanie? Był blady, spocony, ledwo utrzymywał rytm grając. Joan rozmawiała z jakąś rudą laską, która podeszła, żeby poprosić o ognia. Chyba się znały, ale nie wnikałam w to. Usiadłam na jakiejś skrzynce i podparłam głowę swoją dłonią. Patrzyłam na nich, wyłączając słuch. Widziałam jak Steven próbuje na mnie nie patrzeć, chyba było mu wstyd. Chociaż nie wiem, ale wyglądał na nieźle zakłopotanego. I dobrze! Miał się tak czuć! Grali jakąś piosenkę, której nie znałam, w sumie znałam dwie, albo trzy, bo dalej nie dosłuchałam ich płyty. Schowałam twarz w dłoniach. Jak miałam mu pomóc? Przecież nie zabronię mu tego, nie postawię mu ultimatum, bo to by była za duża strata dla mnie. W tym momencie bez niego…nie wyobrażałam sobie tego. Możliwe, że zaczynałam do niego coś czuć? Przecież to absurdalne. Kocham Guy’a! A może już nie? Podniosłam głowę i zobaczyłam jak Steven upada na ziemię. A co mnie najbardziej przeraziło, nikt nie zareagował, po prostu grali dalej! Podniosłam się szybko i podbiegłam w stronę chłopaka. Zaczęłam klepać go lekko po policzku, ale to nic nie dawało. Podniosłam jego powiekę, oczy latały mu we wszystkie strony. Krzyknęłam do Joan, żeby mi pomogła. Podeszły do mnie obydwie, pomogły mi go podnieść. Zaczęłyśmy wynosić go na świeże powietrze. „Patrzysz w moje oczy i co czujesz? Widzisz strach? Nie, to ty się boisz o mnie. Nie chcesz, żebym płakała. W tym momencie to wszystko jest w środku twojego umysłu. Świat wiruję przed twoimi oczami. Ile jeszcze razy mam powtarzać, żebyś w końcu mnie usłyszał? Wczoraj jest takie dziwne, powiedziałam ci w ciszy, pytałam dlaczego?”
- Hej! Co wy kurwa odpierdalacie? – wokalista krzyknął do mikrofonu, przerywając śpiew – Zostawcie go! – złapał Joan za ramię.
- Weź się zastanów człowieku. Nie wiem na jakiś prochach jesteś i czy zdajesz sobie sprawę z zagrożenia, ale lepiej rusz dupę i nam pomóż! – Tamta dziewczyna krzyknęła stawiając się chłopakowi.
- Monica, spokojnie, wiesz, że to się zdarza często, więc dlaczego nagle robisz z igły widły?
- Pierdol się Rose – Odburknęła i poprawiła sobie rękę, Stevena, który mamrotał coś pod nosem. Posadziłyśmy go na ławce przed wejściem. Otwierał powoli oczy, chciał coś powiedzieć, ale nie miał siły.
-Weźcie go do domu – odeszłam od nich. Czułam jak moje oczy zapełniają się łzami. Słyszałam jak Steven wymamrotał  moje imię co tylko spotęgowało wylew moich łez. Zapięłam swój płaszcz i pobiegłam do sali w której mieliśmy próby. Otworzyłam drzwi, w środku był tylko Greg, który stroił swoje bębny. Usiadłam pod ścianą i sięgnęłam jakiś kawałek papieru.
„The time. I met you,
Screaming to your ears,
Your name.
I see the fire in your eyes.
Just try.

Now your eyes,
Blank, I don’t see them myself.
Your eyes don’t laugh like a yesterday

Where is your joy?
Night, when you watch
Of me.
Today I can make you.
Please, let me…”
Nie wiedziałam do kogo bardziej pisałam ten tekst. Miałam przed oczami tylko i wyłącznie Stevena, ale czytając to na nowo pomyślałam o kimś innym...
Poczekaliśmy na wszystkich. Zasadniczo niedługo. John wszedł i odstawił swoją gitarę pod ścianę. Miał podkrążone oczy, widać było, że nie spał. Podejrzewam, że on najbardziej przejmuję się losem tego zespołu, tylko zupełnie nie rozumiem dlaczego. Przecież mógłby w końcu zrobić coś nowego. Z innymi, lepszymi ludźmi.
- Słuchajcie, jutro jest koncert. Nie wiem jak to zrobimy, ale musimy wystąpić – powiedział zachrypniętym i naprawdę zrezygnowanym głosem.
-Mam coś – podałam mu kartkę – wiem, że to nie arcydzieło, ale spróbujmy – tak żałowałam, że nie mogłam im pomóc. Chciałam, starałam się, ze wszystkich sił.
- Spróbujmy – podłączył się do wzmacniacza i usiadł na krześle. Tekst położył sobie na kolanie, chcąc dorobić do tego jakąś muzykę(...).
-Lilliana...- John zatrzymał mnie, kiedy wychodziłam – Chciałem ci podziękować.
- Za co? – Uśmiechnęłam się wyciągając sobie włosy spod płaszcza.
- Za to, że jednak zdecydowałaś się nam pomóc – przytulił mnie – Damy jutro czadu!
- Jasne, do zobaczenia – Wyszłam. Deszcz lał tak potwornie, że wystarczyła niecała minuta, żebym była cała morka. Jednak, nie śpieszyłam, było mi wszystko jedno. Włosy przyklejały mi się do twarzy i wchodziły mi w oczy. I co z tego? W butach miałam pełno wody...Stanęłam pod moim domem. Weszłam po schodach szukając kluczy w kieszeni. Zobaczyłam Stevena, który spał oparty o moje drzwi. Kucnęłam przy nim i przejechałam ręką po jego policzku. Otworzył oczy, zaczął płakać.
-Lilliana...ja już nie mogę...- oparł się twarzą o moje ramię – proszę pomóż mi – był taki bezradny. Wplątałam rękę w jego gęste włosy i przycisnęłam go mocniej do siebie.
-Wejdźmy, napijemy się czegoś ciepłego – otarłam jego policzki. Wstał i jedną ręką podparł się ściany. Od razu weszłam do kuchni i zrobiłam gorącą herbatę. Patrzyłam na Stevena, jak kładzie się na ziemi i patrzy się gdzieś przed siebie. „Jak mam ci pomóc? Co mam zrobić, jak mam się zachować?”Postawiłam dwa kubki na stole i usiadłam obok niego. Widziałam, że znowu płakał. On przynajmniej żałował tego, a Guy? Bawił się w najlepsze. Blondyn przełożył głowę na moje uda i przytulił się do mojego brzucha. Wkładał w to resztki sił, nie miał ich za wiele. Wyglądał jakby miał zaraz umrzeć, w sumie życie rzeczywiście z niego wyciekło.
- Nie zostawiaj mnie. Nie zostawiaj mnie tak jak Guy’a.
- Spójrz na mnie. Nie zostawię cię – przyłożyłam czoło do jego czoła. Czułam jak drżą wszystkie jego mięśnie. – Odwieźć cię do domu?
- Nie mogę tu zostać? Nie chcę do nich wracać – Moja koszulka była mokra – Tam czuje się gorzej. Tam mam towar, nie chcę już brać – mówił szybko i ledwo zrozumiale.
-Zostań – Zaczęłam gładzić jego czoło i włosy – Chodź, położysz się na miękkim – Podniosłam się, a on ze mną. Położył się i nakryłam go kołdrą. Pies podbiegł i położył łeb na skraju materaca. Steven od razu przysunął się do zwierzaka tak, że nos miał przy jego uchu, a ręką drapał go po pyszczku. Uśmiechnęłam się na ten widok - Prześpij się, będę w kuchni. – Pokiwał głową, a ja cicho zamknęłam drzwi. Nie wierzyłam w rozwój sytuacji. Nie wierzyłam, że ten chłopak mógł się doprowadzić do takiego stanu. Po co zaczynał ćpać? Przecież skutki tego są do przewidzenia. Otworzyłam lodówkę. Nie było w niej nic po za dwoma butelkami piwa i jednym jajkiem. Będzie trzeba zadzwonić do rodziców, albo czeka mnie śmierć głodowa. Może na jutrzejszym koncercie uda się coś zarobić. Westchnęłam głośno i otworzyłam drzwi, bo po moim mieszkaniu rozległo się pukanie. To była ta ruda dziewczyna – Monica, o ile udało mi się dobrze zapamiętać. Kurwa skąd oni wiedzieli gdzie ja mieszkam?!
- Nie przeszkadzam? – uśmiechnęła się krzywo.
- Nie, wejdź – wpuściłam ją, chwilę później wyjęła zza pleców butelkę jakiegoś zagranicznego wina.
-Przyszłam zapytać czy nie ma tu Joan, ale nie wypadało mi tak z pustymi rękami... – wręczyła mi trunek. – Nie wiesz może gdzie ona  jest? Poszli z Duffem dwie godziny temu szukać Stevena, bo gdzieś spierdolił i jeszcze ich nie ma.
-Gdzie są, nie wiem,…ale Steven śpi u mnie w sypialni – uśmiechnęłam się – i myślę, że trochę tu zostanie. A tak w ogóle kim jesteś? Bo nie miałyśmy okazji się nawet poznać.
- Monica, dziewczyna Slasha.
-Aha. A kim jest Slash? – skrzywiłam się i otworzyłam butelkę. Monica zaczęła się śmiać i sięgnęła szklankę do której wcześniej nalałam jej wina.
- Gitarzystą. To ten w lokach – zaczęła gestykulować rękami. –Nie poznałaś ich?
-Aaaaa, małpa! – wybuchnęłam śmiechem – Nie ważne. Nie, nie poznałam. Znam Stevena i tyle mi wystarczy. Nie chcę wchodzić w jakieś zażyłości z nimi.
- Dlaczego? – Odstawiła puste szkło na stół.
- Wiesz, nie zrobili zbyt dobrego wrażenia. Tego rudego nie trawię. Ten twój – nie gadałam z nim, ale to dziwkarz. A ten cały Duff w sumie mi nie przeszkadza, ale mam go gdzieś. – podsumowałam wszystkich i znowu polałam.
- A Izzy?
-A kto to Izzy?
- To ten czwarty, takie ciemne włosy – zaczęła opisywać chłopaka.
- Nawet go nie widziałam, ale podejrzewam, że też coś z nim nie tak. – Zerknęłam w stronę sypialni – Steven długo ćpa?
- Może nie długo, ale dużo. Zaczęło się od wieczorków narkotykowych, jakie sobie urządzali. A teraz? Proszę...
Steven, jest pierdolonym idiotą. Wiem, że chcesz się poprawić. Życzę ci tego zcałego serca, ale nie wiem jak ci pomóc. Chcę, ale nie potrafię.
Patrzyłam jak Monica przerzuciła się już na butelkę, bo nie było sensu pić ze szklanek. Nie rozumiałam ani jej, ani Joan, ale rozumiałam moich wcześniejszych przyjaciół. Teraz wiem, dlaczego reagowali tak mój związek z Guy’em – z boku to rzeczywiście wygląda dziwnie. Siedziałyśmy razem dosyć długo, a kiedy wyszła od razu położyłam się obok Stevena. Chciałam się wyspać przed koncertem, ale widząc jego, jak niespokojnie spał, położyłam się na jego ramieniu. Przytulił mnie przez sen. Chciałam być blisko niego, jak miałam odczytać to co do mnie czuje? Odkąd się poznaliśmy, nie było między nami żadnego bliższego kontaktu. Chyba powoli się zakochiwałam na nowo. Nieszczęśliwie? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz